niedziela, 3 maja 2015

Rozdział pierwszy

Stałam w swoim motelowym pokoju. Wpatrywałam się w swoje odbicie cały czas powtarzając, że pomszczę swoją rodzinę. Przeczesałam palcami długie, zawsze proste blond włosy. Podkreśliłam tuszem grube, czarne rzęsy. Nadawały charakteru jasnym, niebieskim oczom. Przebrałam się w krótki dżinsowe spodenki i bladoróżowy top sięgający do pępka, w którym tkwił malutki diamencik. Na nadgarstki nałożyłam kilka złotych bransoletek. Wcisnęłam stopy w wysokie koturny. Ruskijov uwielbiał, gdy moje chude nogi były eksponowane wysokimi butami. Miały one nadrabiać plecy z obu stron.
Zerknęłam na telefon. Detektyw Morrison przyszła mi wiadomość. "Nie zgiń, ale postaraj się nie dać ciała" Zaczęłam uwielbiać jego poczucie humoru. Najwyraźniej był jednym z tych, którzy stawiają pracę na pierwszym miejscu. Idealnie wręcz nadawał się do tej sytuacji. Usunęłam smsa i opuściłam pokój.
Motel w którym się zatrzymałam, po wyprowadzeniu się od Ruskiova, był dość obskurnym miejscem. Para obok non stop się kłóciła, tylko po to, by po pogodzeniu się uprawiać głośny seks. Po drugiej stronie, też nie było lepiej. Starsza kobieta, która cały czas wykonywała jakieś dziwne rytuały. Uważała się za wiedźmę. Poniekąd prawda,podobny image, zachowania również. Z tą małą różnicą, że była zwykłą oszustką.
Tego słońce mocno grzało. Poprawiłam spodenki i przez małe podwórko udałam się do byłego chłopaka. Dimitry Ruskijov był jednym z tych facetów, którzy znajdują jedną kobietę, a potem się nią bawią. Z tych którzy zdradzają. To było powodem naszych wielu rozstań. A wracałam do niego, bo byłam naiwna. Kwiaty, czekoladki i ogromne misie, oraz słabe wiersze. Tak się odzyskuje kobietę... Aż jej cierpliwość się skończy.Moja się skończyła... Wóz, albo przewóz. Gdy do niego nie wróciłam, zaczęły mnie dochodzić informacje o śmierci rodziny, znajomych. Nie każdy łobuz kocha najmocniej. Ale każdy jest po rozstaniu dupkiem.
Wkroczyłam do ciemnej alejki, na której końcu znajdował się klub, gdzie Dimitry przebywał większość swojego czasu na gruchaniu do innych panienek.
Pchnęłam duże ciemne drzwi. Atmosfera panująca w klubie była niezmienna od dwóch lat, odkąd zaczęłam kręcić z Ruskijovem. Chude, cycate kobiety tańczące na rurach w samej bieliźnie. Mężczyźni siedzący przy barze czekający na łatwą zdobycz. Wielki parkiet na którym ludzie nachalnie się obmacywali. Gdzieś w rogu tej ogromnej sali kłóciła się para. Cały czas to samo. Przeszłam do loży dla vip'ów. Po schodach na górę i w lewo.  Pięć pokoi z własnym barkiem, własną barmanką,bądź barmanem, egzotyczną tancerką,bądź tancerzem. A po drugiej stronie znajdowały się pokoje. Wiadomo po co, wiadomo z kim.
Weszłam do ostatniego pokoju. Tam gdzie zawsze był Ruskijov. Jego ochrona znała mnie na tyle dobrze, że nie robili żadnych problemów. Dwie duże kanapy obok stolika na którym tańczyła właśnie striptizerka.
- Dimitry - odezwałam się stojąc w drzwiach. Ruskijov podniósł się z siedzenia. Był bardzo przystojny. Wysoki, umięśniony, o twardych, ostrych rysach twarzy. Jego piwne oczy, wąskie usta i te czarne zawsze poczochrane włosy. Z tatuażami pokrywającymi spory procent jego ciała. Tak  zawsze go widziałam. Jako swój ideał.
- Możemy porozmawiać? - zapytałam ze skruchą w głosie. Podszedł do mnie i złapał za rękę po czym pociągnął za sobą do jednego z tych cichych pokoi przeznaczonych na zabawę we dwoje. Usiadł na dużym czerwonym łóżku.
- Mów - zażądał w swój tradycyjny sposób.
- Chcę do ciebie wrócić - zaczęłam - Zrozumiałam, że popełniłam ogromny błąd. Skarbie - wzięłam go za rękę i usiadłam mu na kolanach - Wybacz mi. Ja cię kocham - pozwoliłam pojedynczym łzom spłynąć po policzkach.
- Ty mnie rzuciłaś - mruknął, obejmując mnie w tali.
- Wiem, przepraszam - wtuliłam się w jego tors mocząc białą koszulkę - Tęskniłam za tobą.
- Jak to było? Jesteś najgorszym co mnie w życiu spotkało. Chcę widzieć jak zdychasz. Dla mnie istniejesz, ty śmieciu. Dobrze pamiętam?
- Dim, kochanie. Byłam wściekła. Cały czas jestem zazdrosna. Myśl, że możesz całować kogoś innego jest nie do zniesienia. Ja jestem twoja. Ty jesteś mój - pocałowałam go delikatnie. Połknął przynętę, oddał pocałunek.
- Kocham cię - szepnęłam i wróciliśmy do pocałunków.
- Udowodnij - powiedział zdejmując koszulkę.

Wyszłam z klubu. Już miałam wziąć telefon , by poinformować detektywa Morrison'a, gdy z za rogu wyjechał duży czarny suw. Zatrzymał się z piskiem obok mnie. Otworzy się drzwi i zostałam wciągnięta do środka.



*** *** ***

Hej kochani!
Mam nadzieję, że post się wam spodoba, że nie ma w nim błędów i że wciągacie się w tą opowieść coraz bardziej. Dajcie znać w komentarzach ;)
Trzymajcie się!

sobota, 2 maja 2015

Prolog

Dwa lata temu na początku katastrofy, która dotknęła mój cały świat, straciłam wszystko. Rodzina znajdująca się na innym kontynencie byli martwi. Moi znajomi zostali albo pogrzebani, albo leżą na ojomie z nikłymi szansami na przeżycie. Zostałam tylko ja.
A to tylko dlatego, że byłam świadkiem cichej wojny między dwoma gangami.
To był koniec starego, spokojnego życia. Zawsze marzyłam o byciu kimś jak ci świetni bohaterzy z filmów akcji. Tylko nie w ten sposób. Nie tracąc wszystkich.
Ale to czego oni dokonali.Tego było za dużo. Czas postawić temu kres.
Stałam przed komisariatem policji. Wzięłam głęboki wdech i chwyciłam za klamkę.

*

- Więc mówisz, że znasz Ruskijov'a? - zapytał tęgi mężczyzna w niebieskim mundurze.
- Tak - kiwnęłam głową.
- No dobrze. Poczekaj tu chwilę - sięgnął po słuchawkę i wybrał numer, by po chwili przekazać, o mnie. Minutę później po schodach zszedł wysoki,dobrze zbudowany brunet z odznaką przyczepioną od paska czarnych spodni. Ciemny sweter opinał mięśnie, a jego rękawy były podwinięte do łokci.
- Ty jesteś Mia? - zapytał głębokim głosem z chrypą.
- Tak, Mia Blake.
- Dobrze, chodź za mną - skierowaliśmy się do małego pokoju, w którym jak się później okazało odbywały się przesłuchania oskarżonych. Po środku stał najzwyklejszy stół, a po jego obu stronach po krześle.
- Usiądź. Zaraz przyjdzie ktoś do ciebie - poinformował. Zajęłam wskazane mi miejsce. Brunet wyszedł, a po jakiś dziesięciu minutach drzwi otworzyły się ponownie. Naprzeciwko mnie usiadł szatyn o niebieskich oczach.
- Co wiesz o Ruskijovie? - zapytał mocno się we mnie wpatrując.
- To dupek - uśmiechnęłam się - W każdym bądź razie wiem, że w tę sobotę planuje przerzut narkotyków. Chcą je przenieść do Nowego Jorku. Tam, czeka na nich kupiec, Urwion. Ruskijov chce to załatwić osobiście, bo tamten wisi mu osiemdziesiąt tysięcy. Wyjeżdżają z North
Water Street o dwudziestej pierwszej - podałam najważniejsze informacje.
- Skąd to wiesz?
- Ruskijov był moim chłopakiem.
- Zerwał z tobą? - zakpił.
- Nie. To ja go rzuciłam. A on za to wybija wszystkie znane mi osoby. A, że mam informacje, to chcę się chociaż tak zemścić - powiedziałam.
- Ile narkotyków? - zapytał.
- Nie wiem. Ma być jedna ciężarówka, nie zagłębiałam się w cyfry.
- Kiedy to uzgodnił?
- Tydzień temu. Nie zmienił planu, zależy ma  na forsie, a za dużo roboty by było z zaczynaniem od nowa.
- Jeśli okaże się to kłamstwem, pójdziesz siedzieć - zagroził.
- Nie kłamię. Mnie najbardziej zależy, by go zamknięto - powiedziałam - I chcę tam być - postawiłam warunek.
- Nawet nie masz pewności, czy on tam będzie...
- Daj mi dzień - zamilkłam na chwilę - Dwadzieścia cztery godziny. O tyle proszę. Pójdę do niego. Udam wielką skruchę, uwierzy. Już wracaliśmy do siebie. Będę udawać, że nic nie wiem o śmierci bliskich. Upewnię się co i jak. Poinformuje ciebie. Musisz dać mi do siebie swój numer - podałam mu telefon - A wtedy go przymkniemy - podsumowałam. Mężczyzna wstukał swój numer do komórki.
- Jeśli coś pójdzie nie tak... To.
- Tak, wiem, skończę za kratkami - przerwałam mężczyźnie.
- Masz pewność, że cię nie zabije?
- Mam. Potrafię o siebie zadbać, jak widać - przyznałam.
- Mimo to, jedna z moich ludzi pójdzie z tobą - powiedział.
- Nie - zaprotestowałam - Wtedy się zorientuje. Po prostu potrzebuję kredytu twojego zaufania.




*** *** ***
Hej!
Jak wam się podoba prolog? Dajcie znać w komentarzach :)